poniedziałek, 23 grudnia 2013

Samotność liczb pierwszych





















Autor: Paolo Giordano
Tytuł oryginalny: La solitudine dei numeri primi
Tłumaczenie: Alina Pawłowska-Zampino
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2010
Wydawnictwo: W.A.B.


Doktorant fizyki piszący powieści obyczajowe? Proszę bardzo - Paolo Giordano!
Liczby pierwsze - czyli takie, których dzielnikami są tylko jedynka i one same. I które zawsze są oddzielone jedną liczbą. To niewiele, ale sprawia, że nigdy się ze sobą nie zetkną.
 
Ona (Alice) - którą nadmierne ambicje ojca doprowadziły do kalectwa i On (Mattia), nad którego życiem zaciążyło poczucie winy za coś bardzo złego, co zrobił w dzieciństwie. Ich traumy zaowocowały nienawiścią do siebie, uczyniły z nich aspołecznych dziwaków, ludzi głęboko nieszczęśliwych. Mimo to (a może właśnie z powodu podobieństw losów), połączyła ich Przyjaźń (właśnie taka przez wielkie P, na dobre i złe), która z czasem wyewoluowała w coś więcej. Tylko czy osoby z takim bagażem mają jakiekolwiek szanse na wspólną przyszłość?
 
Wszystkie przesłania tej powieści, które udało mi się wyłapać, trąciły banałem: każdy czyn ma swoje konsekwencje; to my jesteśmy swoim największym wrogiem; żeby z powodzeniem kochać innych, trzeba się najpierw nauczyć kochać samego siebie; bez względu na to, jak beznadziejny jesteś we własnych oczach, ktoś może obdarzyć cię miłością (swojskie "każda potwora..."), a sama miłość nie jest żadnym gwarantem happy endu. Jednak książka napisana jest w sposób chwytający za gardło od pierwszych stron, a autor wykazuje się wrażliwością psychologiczną, jakiej po fizyku byśmy się nie spodziewali.
Jeśli szukacie dobrego, książkowego wyciskacza łez, sięgając po "Samotność liczb pierwszych" na pewno się nie zawiedziecie!


Moja ocena: 6/10

sobota, 12 października 2013

Powrót Młodego Księcia





















Autor: Alejandro Guillermo Roemmers
Tytuł oryginalny: The Return of the Young Prince
Tłumaczenie: Agnieszka Walulik
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2011
Wydawnictwo: W.A.B.


Bohater najbardziej znanej powieści Exupery'ego w kilka lat po pierwszej wizycie wraca na Ziemię, by odnaleźć swego przyjaciela Pilota i wyjaśnić z nim pewną sprawę...
W samym środku patagońskiego pustkowia trafia na niego narrator powieści, jadący na chrzciny do swoich przyjaciół i oferuje zagubionemu nastolatkowi podwózkę. Wspólna, trzydniowa podróż staje się okazją do dyskusji na najważniejsze życiowe tematy...
 
Napiszę to od razu, bez owijania w bawełnę: nie spodobała mi się ta książka.
I to wcale nie dlatego, że kontynuacja, że zamach na świętość, itepe, itede (choć rzeczywiście, sceptycznie podchodzę do tego typu projektów), bo w jednym czy dwóch momentach da się w niej wyczuć klimat oryginalnego "Księcia", zresztą jego postać jest całkiem nieźle oddana.
Autor jest jednak nieznośnym moralistą z kaznodziejskim zacięciem - całość przypomina naszpikowane Głębokimi Prawdami ponadstustronicowe kazanie, w zamyśle Roemmersa mające dawać odpowiedź na pytanie "Jak żyć i w dodatku być szczęśliwym?".
Niektóre z tych rad są naprawdę piękne i wartościowe, jednak przesyt czegokolwiek zawsze daje uczucie dyskomfortu, o czym pewnie świetnie wiedzą ci, którzy lubią gotować.
Pozostając w kręgu porównań kulinarnych (bo pora się zrobiła wybitnie obiadowa) - zdecydowanie przesolona ta zupa.


Moja ocena: 3,5/10

piątek, 11 października 2013

Przypadkowy mężczyzna






















Autor: Philippe Besson
Tytuł oryginalny: Un homme accidentel
Tłumaczenie: Grażyna Majcher
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2009
Wydawnictwo: Muza
Seria: Kalejdoskop


Na trawniku jednej z rezydencji w Beverly Hills porzucone zostają zwłoki młodego chłopaka do towarzystwa. Ze znalezionego przy nim notesu wynika, że w dniu morderstwa miał umówione spotkanie z Jackiem Bellem - aktualnie święcącym triumfy gwiazdorem filmowym. Prowadzący śledztwo porucznik udaje się do domu aktora, by go przesłuchać. Owocem tego spotkania będzie trudna do wytłumaczenia wzajemna fascynacja obu mężczyzn. Czy Jack rzeczywiście przyczynił się do śmierci prostytutki? Jak wiele dla tego romansu będzie gotowy poświęcić policjant, którego kariera świetnie się rozwija, a kochająca żona właśnie spodziewa się dziecka?
 
"Miłość potrafi korzystać z najgorszych pułapek. Z tych najmniej szlachetnych. Z tych najrzadszych. Wykorzystuje przypadkowe sytuacje" - napisał kiedyś Jean Genet, ikona literatury gejowskiej. Te słowa idealnie oddają książkę Bessona.
 
To dość depresyjna opowieść, przepełniona charakterystyczną dla autora melancholią i rozpamiętywaniem minionego czasu, straconych szans. Gejowski romans, ale napisany z ogromną klasą i subtelnością (kolejny znak firmowy Francuza).
 
Jeśli chodzi o bibliografię Bessona, w mojej opinii nic nie przebije "Chłopca z Włoch" i "Niepewnych dni", ale "Przypadkowy mężczyzna" z całą pewnością nie jest zły czy nijaki (największy mankament "Być przez chwilę sobą") - trzyma czytelnika w napięciu do ostatniej strony, pozwalając jednocześnie odetchnąć od wszechobecnej brutalizacji języka.
To idealna lektura na jesienny wieczór, do kubka malinowej herbaty.


Moja ocena: 5,5/10

poniedziałek, 2 września 2013

Kołysanka





















Autor: Chuck Palahniuk
Tytuł oryginalny: Lullaby
Tłumaczenie: Robert Ginalski
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2012
Wydawnictwo: Niebieska Studnia


Carl Streator, wypalony zawodowo dziennikarz, w dziwnych okolicznościach stracił żonę i córeczkę. Od tego czasu zaczął się interesować przypadkami śmierci łóżeczkowej niemowląt. W czasie śledztwa napotyka na Helen Hoover Boyle - kampową agentkę nieruchomości, której również umarło dziecko. Razem odkrywają, że wszystkiemu winna jest klątwa, którą ktoś nieopatrznie umieścił w tomie dziecięcych rymowanek. Postanawiają zniszczyć wszystkie egzemplarze książki. Czy jednak zdołają oprzeć się pokusie władzy nad życiem i śmiercią, jaką daje czarna magia?

Zwariowana historia w klimacie filmów Tima Burtona. Błyskawicznie się czyta - akcja pędzi na złamanie karku, a trup ściele się gęsto. Zapewne nie każdemu się spodoba, ze względu na stężenie groteski, makabry i cynizmu. Jeśli ktoś jednak lubi czarny humor, będzie się znakomicie bawił, bo Palahniuk operuje nim z prawdziwą wirtuozerią. Śmierć jeszcze nigdy nie była tak... zabawna?


Moja ocena: 6,5/10

czwartek, 29 sierpnia 2013

Pod słońcem. Listy






















Autor: Bruce Chatwin
Tytuł oryginalny: Under the Sun. The Letters of Bruce Chatwin
Wybór i redakcja: Elizabeth Chatwin, Nicholas Shakespeare
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2012
Wydawnictwo: Świat Książki
Seria: Sfery (Sfera listów)


Bruce Chatwin (1940-1989) - obieżyświat, erudyta, człowiek ogromnej ciekawości, przebijającej z każdego napisanego przezeń tekstu. Do jego życia idealnie pasowałoby określenie, które umieściła na swojej wizytówce Holly Golightly: "w podróży". Współczesny homo viator, wieczny tułacz, nie potrafiący zaznać spokoju w jednym miejscu dłużej niż kilka miesięcy. Odwiedził wszystkie kontynenty świata z wyjątkiem Antarktydy. Autor pięciu książek i licznych esejów oraz reportaży. Przez jednych okrzyknięty złotym dzieckiem literatury podróżniczej, przez innych postponowany za to, że nie zawsze trzymał się faktów, a jego twórczość nie dawała się wpisać w sztywne ramy żadnego z gatunków. Spory wokół oceny jego dorobku pisarskiego trwają do dzisiaj. Zmarł na AIDS w wieku 49 lat.

"Pod słońcem" to jedyny na rynku, ale za to dość obszerny (w wydaniu polskim ponad 550 str.) tom listów Chatwina, spisywanych na przestrzeni całego życia: od pierwszych dni szkoły podstawowej aż po jego ostatnie chwile, kiedy - zbyt słaby, by pisać - dyktował rojenia zaatakowanego przez chorobę mózgu. Na samym wstępie należy zaznaczyć, że nie jest to zbiór do końca obiektywny - wyboru dokonali jego żona oraz przyjaciel i zdaje się, że bardziej niż na ukazaniu pisarza ze wszystkich stron, zależało im raczej, żeby nie naruszyć jego dobrego imienia (nie ma tu np. osobistych listów do jego kochanków, a nawet te do żony - z wyjątkiem kilku z okresu narzeczeństwa - są raczej powściągliwe). Dzięki temu jednak książka zachowuje klasę i nie ma posmaku taniego, brukowego skandalu.
I mimo wszystko pozwala zajrzeć za zasłonę autokreacji Chatwina-narratora i podejrzeć Chatwina-człowieka. A był fascynujący, bez dwóch zdań! Intelektualista o dziurawych kieszeniach, bez reszty oddający się swoim pasjom. Skupiający na sobie uwagę towarzystwa czaruś, z łatwością nawiązujący nowe znajomości, co skutkowało posiadaniem prawdziwej rzeszy przyjaciół na całym świecie. Nomada, z każdej, nieważne jak długiej wędrówki powracający do jednego, stałego punktu - swojej żony, Elizabeth.
 
Mnie osobiście zaskoczyły jego chaotyczność, bałaganiarstwo i skłonność do plotkowania. Relacje rodzinne. Trudności w pisaniu kolejnych książek (czytając je, wcale się nie wyczuwa, jak mozolna była to praca), a także fakt że to, co go napędzało, co nie pozwalało mu usiedzieć w miejscu (ambiwalentne uczucia wobec cywilizacji, chęć bycia "zawsze gdzie indziej") w równej mierze było jego udręką, co motywacją. Tyle moich obserwacji. Jestem jednak przekonany, że każdy, kto zdecyduje się wejrzeć w intymny świat Chatwina, poczyni wiele własnych.


Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Krótka historia mitu





















Autor: Karen Armstrong
Tytuł oryginalny: A Short History of Myth
Tłumaczenie: Ireneusz Kania
Miejsce i rok wydania: Kraków, 2005
Wydawnictwo: Znak
Seria: Mity


Czy mity były tylko rodzajem telenoweli dla starożytnych? Czym różni się mit od zwykłej opowieści? Czemu zawdzięcza swoją żywotność? Czy mity rzeczywiście są przeciwieństwem racjonalnego myślenia? Jak kształtowały się i zmieniały na przestrzeni dziejów? Co miało na to wpływ? Czy dzisiaj są nam jeszcze do czegokolwiek potrzebne?

To niektóre z pytań, na jakie próbuje odpowiedzieć Karen Armstrong w swoim eseju, dotyczącym historii i rozwoju mitu. Ta publikacja otwiera obiecującą serię "Mity" i ma być w niej jedyną pozycją popularnonaukową. Pozostałe będę powieściami-trawestacjami motywów mitycznych.

Co zaś do samej "Krótkiej historii..." wydaje mi się, że zważywszy objętość (niecałe 150 stron!), autorka znakomicie się spisała. Przedstawiła definicję mitu, jego cechy, istotę, cele powstania, najważniejsze dla myślenia mitycznego epoki i przełomy.
Nie spodobało mi się, że niektóre stwierdzenia nie miały poparcia w wynikach badań i zdarzało jej się przykładać współczesną miarę do dawnych wierzeń. Irytowało też trochę podejście do zwierząt i przekonanie, że doświadczanie sacrum nieodmiennie łączyło się dla starożytnych z poczuciem przerażenia, składam to jednak na karb rzymskiego katolicyzmu w wydaniu irlandzkim - atmosfery, w jakiej Armstrong dorastała.

Te drobne mankamenty nie zmieniają jednak faktu, że to dobra publikacja, idealnie nadająca się na wprowadzenie dla każdego, kto zaczyna się interesować tematyką wierzeń, w szczególności prehistorycznych i najstarszych cywilizacji.


Moja ocena: 6/10

niedziela, 25 sierpnia 2013

Judaizm. Książka dla moich chrześcijańskich przyjaciół





















Autor: Robert Schoen
Tytuł oryginalny: What I Wish My Christian Friends Knew about Judaism
Tłumaczenie: Zofia Kunert
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2009
Wydawnictwo: Książka i Wiedza


Czy Żydzi mają swój odpowiednik papieża? Jak można zostać Żydem? Czym jest bar micwa? Czy Chanuka to rzeczywiście "żydowskie Boże Narodzenie"? Jak wygląda żydowski ślub? Czy jest jakaś różnica między Żydami ortodoksyjnymi a konserwatywnymi? Skąd wziął się stereotyp chciwego Żyda-lichwiarza? Dlaczego dla Żydów nowy rok zaczyna się jesienią? Jakie są żydowskie święta i jak wyglądają ich obchody?

Za tą niezbyt ciekawą okładką kryje się książka, w której znajdziecie odpowiedzi na wszystkie te pytania! Choć w Polsce antysemityzm trzyma się mocno, w Stanach Zjednoczonych chrześcijanie i Żydzi żyją obok siebie we względnym pokoju. Pewną barierą w ich kontaktach jest fakt, że żydowskie wierzenia i obyczaje są dla chrześcijan dziwne i niezrozumiałe. Dlatego właśnie Robert Schoen, aktywnie działający na rzecz porozumienia obydwu religii, postanowił napisać swoisty poradnik "Żydzi dla kompletnie zielonych".

Wyszedł mu bardzo przystępny przewodnik po historii, odłamach, najważniejszych postaciach, świętach, uroczystościach i zwyczajach judaizmu. Schoen sam jest reformowanym Żydem, przedstawia więc nam swoją religię, z której jest bardzo dumny. Punktem wyjścia było dla niego założenie, że czytelnik może nic nie wiedzieć o judaizmie, każde zagadnienie omawia więc od zupełnych podstaw. Unika jednak mentorskiego tonu i akademickich wywodów (czasem otwarcie przyznaje, że wszystkie meandry tej starej i bogatej wiary nawet jemu nie są do końca znane)  - informacji jest akurat tyle, by pozwalały zrozumieć, ale nie przytłaczały. Oprócz nich, książka zawiera praktyczne wskazówki, jak zachowywać się na żydowskich uroczystościach, żeby nie popełnić żadnego faux pas.

Dodatkowym atutem jest sama osobowość autora. Publikacja nie bez powodu jest adresowana do "chrześcijańskich przyjaciół" - Robert Schoen jest człowiekiem dowcipnym, pełnym ciepła i życzliwości dla ludzi. Wszystkie te cechy przebijają z kart książki sprawiając, że czyta się ją z ogromną przyjemnością.


Moja ocena: 7,5/10

sobota, 24 sierpnia 2013

Kobieta, którą porwał wiatr





















Autor: Claus Stephani
Tytuł oryginalny: Blumenkind
Tłumaczenie: Andrzej Wajs
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2012
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia


Bukowina, krótko przed II wojną światową. Małe wioski od niepamiętnych czasów były wspólnym domem przedstawicieli różnych nacji i religii. W jednej z nich, Arwinicy, mieszka żydowskie małżeństwo, Bajla i Jakob Altmannowie. Tymczasem zaczynają narastać nastroje antysemickie. Kiedy mąż Bajli zostaje zamordowany, a ona sama pada ofiarą napaści, postanawia opuścić wieś. Nie wie, że będzie to dla niej i jej potomków początek niekończącej się, pełnej upokorzeń tułaczki. Bo świat, w którym Niemcy, Żydzi, Cyganie, Węgrzy i Słowacy pokojowo koegzystowali, bezpowrotnie przemija...

To historia pogmatwanych losów trzech pokoleń pewnej rodziny. Bardzo poruszająca i smutna. Magiczne Karpaty, zatopione w mgłach ludowych baśni i podań, podczas wojny ukazały swoją drugą  twarz: zimną i bezlitosną. Stephaniemu świetnie udało się oddać eskalację antysemityzmu, przemocy i strachu: ludzie, wśród których Bajla żyła latami, nagle z niewiadomych przyczyn zaczęli krzywo na nią patrzeć, gadać za plecami, aż w końcu w jej stronę poleciały kamienie, choć nic nie zrobiła.

Mam żal do autora, że w tak pięknej scenerii osadził opowieść o ludzkiej głupocie i okrucieństwie (oczywiście, jak w każdej historii wojennej, jest tu także trochę miejsca dla osób dobrych, wielkodusznych i tylko dzięki nim po lekturze doszczętnie nie tracimy wiary w ludzkość). I że ani trochę nie oszczędził swoich bohaterów; kazał im wychylić czarę goryczy aż do ostatniej kropelki (wielokrotnie podczas czytania myślałem: "no nie, TEGO chyba nie zrobi...?!". Za każdym razem błędnie). Ale, z drugiej strony - to właśnie dzięki temu powieść ma tak ogromną siłę oddziaływania.

Kilka uwag należy się polskiemu wydaniu. Tytuł oryginału ("Blumenkind", dziecko kwiatów) sugeruje, że w zamierzeniu autora to Maria, córka Bajli miała być główną postacią powieści. Tłumacz przeniósł środek ciężkości na samą Bajlę - moim zdaniem słusznie. W Polsce książka doczekała się też przepięknej, nastrojowej okładki, która oprócz walorów estetycznych ma bardzo przyjemną w dotyku fakturę oraz równie "dotykalskiego", pachnącego papieru stronic. Dzięki temu czytanie jest przyjemne również w aspekcie czysto zmysłowym.

Podsumowując: to wstrząsająca, ale też  naprawdę piękna (choć pięknem bolesnym) książka. Dla czytelników, którzy nie boją się wzruszyć przy lekturze.


Moja ocena: 7,5/10

piątek, 23 sierpnia 2013

Podróż zimowa





















Autor: Amelie Nothomb
Tytuł oryginalny: Le Voyage d'hiver
Tłumaczenie: Joanna Polachowska
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2011
Wydawnictwo: Muza


Paryż, czasy współczesne. Trwa wyjątkowo mroźna zima. W trakcie wykonywania rutynowej kontroli ogrzewania w starej kamienicy pracownik gazowni, Zoil poznaje mieszkającą na poddaszu Astrolab i zakochuje się w niej. Jest tylko jeden problem: dziewczyna z misjonarskim oddaniem opiekuje się niezdolną do samodzielnego życia genialną, autystyczną pisarką i zajęcie to stawia wyżej niż wszystko inne. Nawet swoje własne szczęście. Odrzucony Zoil planuje zemstę na miarę swojego uczucia...
 
To książka o tym, jakie są skutki zażywania grzybków psylocybinowych, do czego może prowadzić odtrącona miłość i dlaczego wieża Eiffla ma kształt litery A. Coś takiego mogła napisać tylko Amelie Nothomb!
 
Od bogatej fantazji, niezwykłych przemyśleń (dlaczego pilotowanie jest łatwiejsze od palenia?), przez surrealistyczne imiona, miłość słów aż do "stałych" motywów jej prozy (jedzenie) - tę autorkę można lubić lub nie, ale z pewnością nie sposób jej odmówić oryginalności i wyjątkowego stylu!


Moja ocena: 6/10

środa, 21 sierpnia 2013

Björk





















Autor: Lesław Haliński
Miejsce i rok wydania: Poznań, 2003
Wydawnictwo: In Rock
Inne wydania: Pierwsze wydanie kończy się na albumie "Vespertine" (2001). Kolejne, z roku 2007 miało inną okładkę i zostało uzupełnione o kilka rozdziałów, omawiających dalsze dokonania piosenkarki.


Może zacznę od tego, że jeśli chodzi o Bjork, nie potrafię być obiektywny.
Uwielbiam jej twórczość, a ją samą cenię za oryginalność i bezkompromisowość, jakie dziś w branży muzycznej są już prawie niespotykane. Wydaje mi się, że autor tej książki żywi względem piosenkarki podobne uczucia, a nie ma chyba nic trudniejszego, niż napisanie biografii kogoś, kogo się podziwia, w taki sposób, by nie zanudzić czytelników. Lesławowi Halińskiemu się to udało.

Dobre przygotowanie i opracowanie materiału (Haliński dotarł do naprawdę dużej liczby wypowiedzi, zarówno samej Bjork, jak i jej dotyczących), odpowiedni stopień szczegółowości, rzetelność i lekkie pióro sprawiają, że bardzo przyjemnie zapoznaje się z tą pracą.

Obowiązkowa publikacja dla wszystkich fanów Islandki (rzuca sporo światła na jej projekty, a wcale nie tak łatwo się odnaleźć na krętych ścieżkach umysłu artystki), choć powinna zaciekawić wszystkich miłośników dobrej, nieszablonowej muzyki.


Moja ocena: 6,5/10

niedziela, 18 sierpnia 2013

Listonosz





















Autor: Charles Bukowski
Tytuł oryginalny: Post Office
Tłumaczenie: Marek Fedyszak
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2005
Wydawnictwo: Noir sur Blanc


Liczycie na nostalgiczny klimat "Medytacji wiejskiego listonosza"? Zapomnijcie!
Henry Chinaski jest leniwy, cyniczny, potrafi mistrzowsko się nad sobą użalać, a jego umysł zaprzątają głównie myśli o piciu i dupczeniu.

Co ciekawe, mimo antypatyczności głównego bohatera, powieść zdumiewająco dobrze się czyta. Bukowski pokazuje, że korporacyjne społeczeństwo jest zdehumanizowane, nie ma w nim miejsca na przyjemności i ludzkie odruchy, takie jak współczucie czy pomoc. Wszyscy godzą się na przestrzeganie bezsensownych regulaminów i poniżanie. Ważne są tylko pieniądze i awans, a jeśli potkniecie się w tym wyścigu, możecie się już do końca życia nie pozbierać (jak Betty, której historia jest chyba najbardziej wzruszająca z całej książki). Natomiast kiedy zechcecie iść pod prąd... cóż, istnieje spora szansa, że staniecie się właśnie tacy, jak Henry.

Pomimo sporej dawki czarnego humoru, "Listonosz" jest dość przygnębiająca lekturą. Skojarzył mi się z twórczością Toma Waitsa, i to jego miłośnicy w pierwszej kolejności pewnie polubią Bukowskiego. Warto jednak się z nim zapoznać, bo to dość nietuzinkowa proza.


Moja ocena: 5,5/10

czwartek, 15 sierpnia 2013

Karaluchy






















Autor: Jo Nesbø
Tytuł oryginalny: Kakerlakkene
Tłumaczenie: Iwona Zimnicka
Miejsce i rok wydania: Wrocław, 2013
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Seria: Ślady Zbrodni


Bangkok. Ktoś zamordował norweskiego senatora z ramienia Chrześcijańskiej Partii Ludowej. Sprawa jest bardzo delikatna - ciało polityka znaleziono w domu publicznym, działającym pod przykrywką motelu, a ze znalezionych przy nim materiałów wynika, że mógł być pedofilem. Do jej rozwiązania przydzielony zostaje inspektor Hole, który niedawno wrócił z Australii. Nie otrząsnąwszy się jeszcze z traumy po poprzednim śledztwie, Harry leci do Tajlandii (najbardziej skorumpowanego kraju świata), gdzie trafia w sam środek skomplikowanych, miejscowych układów. Mnożą się podejrzenia, tropy i dowody, a rząd coraz bardziej się niecierpliwi. Czy Harry'emu uda się wybrnąć z tej matni i znaleźć winnego?
 
Powieści kryminalne są trochę jak filmy porno - kiedy przeczytałeś 2-3, to jakbyś poznał wszystkie. To czyni z nich świetną, nieprzeciążającą umysłu rozrywkę. Od razu muszę zaznaczyć, iż wszystkie notki o niezwykłości tej powieści to klasyczny wabik na jelenia. Nie znaczy jednak, że jest ona zła - po prostu w żaden sposób nie wychodzi poza ramy gatunkowe. Mamy tu więc policjanta płci męskiej - twardego, praworządnego, skomplikowanego, z przeszłością. Mamy wciągającą intrygę, dynamiczną akcję, czarny humor, kilka trupów, mylące dowody, nieprawidłowe wnioski, piękne kobiety ze słabością do niegrzecznych, dużych chłopców i w końcu spektakularne rozwiązanie zagadki. Wszystko, czego można oczekiwać od dobrego, sprawnie napisanego kryminału.


Moja ocena: 6,5/10

środa, 14 sierpnia 2013

Dziennik (Oficyna)






















Pełny tytuł: Dziennik (Oficyna). 12 czerwca 1942 - 1 sierpnia 1944
Autor: Anne Frank
Tytuł oryginalny: Anne Frank "Het Achterhuis"
Tłumaczenie: Alicja Dehue-Oczko
Miejsce i rok wydania: Kraków, 2003
Wydawnictwo: Znak


Anne Frank (1929-1945) była mieszkającą w Amsterdamie żydowską dziewczynką, która - by uniknąć wywiezienia do obozu koncentracyjnego - wraz z rodzicami, siostrą i zaprzyjaźnioną rodziną van Pelsów przez dwa lata (1942-44) ukrywała się w dawnej oficynie firmy swojego ojca. Przez cały ten czas prowadziła dziennik, w którym opisywała życie zamkniętych i swoje przemyślenia, dotyczące różnych spraw. W sierpniu 1944 roku, na skutek denuncjacji, rodzina Franków, wraz ze współtowarzyszami została pojmana przez Gestapo. Oprócz ojca Anne, nikt z mieszkańców oficyny nie przeżył wojny.
 
To była trudna lektura. Prawie do samego końca nie byłem w stanie się przekonać do Anne jako osoby - najpierw była irytującym dzieciakiem, potem pretensjonalną, zakochaną nastolatką. Dopiero w ostatnich zapiskach zaczęła mi się jawić jako zalążek młodej, posiadającej własne zdanie i poglądy kobiety, która z czasem mogłaby się stać naprawdę interesująca. Wtedy było już jednak za późno.
 
Żeby jakoś poradzić sobie z tą niechęcią, starałem się skupić na dokumentacyjnej wartości dziennika, i tu było nieco lepiej. Oprócz tego, że stanowi świadectwo Zagłady, jest świetnym studium zachowań grupy ludzi, postawionych w ekstremalnej sytuacji i przymusowo odciętych od świata zewnętrznego.
 
Muszę też przyznać, że bez względu na osobisty stosunek do Anne nie sposób nie podziwiać optymizmu i wewnętrznej siły, które zaprezentowała na kartach swojego "Dziennika".


Moja ocena: 6/10

sobota, 10 sierpnia 2013

Człowiek, który pokochał Yngvego






















Autor: Tore Renberg
Tytuł oryginalny: Mannen som elsket Yngve
Tłumaczenie: Katarzyna Tunkiel
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2011
Wydawnictwo: Akcent
Seria: Europa Czyta

Ekranizacje: "Człowiek, który pokochał Yngvego" w reż. Stiana Kristiansena z Rolfem Kristianem Larsenem w roli Jarlego, 2008 r. (Więcej informacji o filmie tutaj )


Bycie nastolatkiem ssie. Tym bardziej, jeśli żyje się w Norwegii na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku, ma radykalne poglądy polityczne, jest synem rozwiedzionych rodziców (każde ze swoimi problemami) i wokalistą zespołu, który powinien zawojować świat, a wciąż pozostaje nieznany publiczności (nie szerszej, jakiejkolwiek). Mimo to siedemnastoletni Jarle Klepp, z pomocą dziewczyny i najlepszego kumpla, stara się sobie radzić.
Jego świat zostaje wywrócony do góry nogami, gdy jak grom z jasnego nieba (poczciwe, francuskie coup de foudre) trafia go zakochanie. Obiekt westchnień różni się od Jarlego jak dzień od nocy, na domiar złego jest... chłopakiem! Tajemniczy, nieśmiały Yngve urasta do rangi obsesji. Co się dzieje?! I jak w gąszczu sprzecznych zachcianek i powinności pogodzić lojalność względem samego siebie, rodziny i przyjaciół?
 
Ta powieść zawiera wszystko, co standardowo powinno znaleźć się w książce o nastolatkach: szczenięce zauroczenie, huśtawkę nastrojów, zarozumialstwo, brawurę, naiwne przekonanie, że jednostka może zmienić świat, przy jednoczesnym braku jakiejkolwiek odpowiedzialności. Nudę szkoły średniej, dzikie imprezy, używki, seks, przekleństwa, licealne przyjaźnie "na całe życie".
Jest w niej jednak coś jeszcze, niełatwego do uchwycenia, co czyni jej atmosferę wyjątkową. I nie tyle chodzi tu o sposób ujęcia prawdy, że miłość chadza własnymi ścieżkami. Może to brak Internetu i wszechobecnej mechanizacji,  przywołanie fenomenu zespołów garażowych i seriali telewizyjnych, naprawdę dobrej, płynącej z serca muzyki, jakiej dziś się już prawie nie nagrywa?
 
Oczywiście, najprędzej trafi do pokolenia dzisiejszych trzydziestoparolatków, którzy pamiętają tamtą atmosferę - w ramach odkurzania mitu młodości. Myślę jednak, że także dla młodszych jej lektura może być ciekawym doświadczeniem, bo chociaż opowiada o nie tak odległych czasach, dziś ma się wrażenie, że to już prehistoria.
(Boziu, czy ja naprawdę jestem już AŻ TAK stary?!)


Moja ocena: 6,5/10

środa, 7 sierpnia 2013

90 najważniejszych książek dla ludzi, którzy nie mają czasu czytać






















Autor: Henrik Lange
Tytuł oryginalny: 90 Classic Books for People in a Hurry
Tłumaczenie: Bohdan Maliborski
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2009
Wydawnictwo: Świat Książki


Chciałbyś uchodzić w towarzystwie za człowieka oczytanego, ale brak ci czasu i ochoty na przedzieranie się przez setki stron? Ta publikacja może być dla ciebie idealnym rozwiązaniem...
 
Prostota pomysłu i jego wykonania jest wręcz genialna!
Dziewięćdziesiąt książek, których tytuły chyba każdemu obiły się o uszy, a każda z nich przedstawiona w historyjce, liczącej cztery ilustracje (właściwie trzy, bo jedna zwiera tylko tytuł). Oczywiście, wszystkie "streszczenia" poczynione są z większym lub mniejszym przymrużeniem oka, zawierają jednak wątki kluczowe powieści i ich rozwiązanie.
 
To zestawienie to świetny żart, znakomity na poprawę humoru i pobudzenie ciekawości do czytania "klasyki". Z przyjemnością zapoznałbym się z kolejnymi książkami, streszczonymi w ten sposób!


Moja ocena: 6,5/10

wtorek, 6 sierpnia 2013

Murzynek B.






















Autor: Artur Daniel Liskowacki
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2011
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Archipelagi


B. jest mulatem, samotnie wychowywanym przez białą matkę na blokowisku w jednym z polskich miast. Czuje się wyobcowany i ma problemy z określeniem swojej tożsamości - biali w najlepszym wypadku trzymają go na dystans; jednakowo daleka wydaje mu się kultura ludu Ibo, z którego wywodzi się jego ojciec. Z biegiem lat B. styka się coraz częściej z przejawami agresji ze strony rówieśników. Sytuacja pogarsza się jeszcze bardziej, gdy w rodzinnych szpargałach natyka się na zdjęcie, z którego wynika, że otaczany milczeniem dziadek ze strony matki mógł być Żydem...

Na pewno jest to książka oryginalna i inteligentnie napisana. Ale też bardzo trudna w odbiorze. Autor niczego czytelnikowi nie ułatwia. Ma się wrażenie, że opowiadana historia jest tylko bladym tłem dla ciągu swobodnych skojarzeń pana Liskowackiego. Przesyt gier słownych i aluzji zwyczajnie męczy. Po wszystkim ma się przykre uczucie niepewności, czy właśnie obcowaliśmy z czymś, co przerasta nasz ciasny rozumek, czy z przeintelektualizowanym bełkotem. Do większości pewnie nie trafi. Raczej dla czytelników-masochistów i wyczynowców. Albo koneserów.


Moja ocena: 5,5/10

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

August






















Autor: John Williams
Tytuł oryginalny: Augustus
Tłumaczenie: Ewa Czerwińska
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2007
Wydawnictwo: PIW

 
Rzym, rok 44. przed Chrystusem.
Juliusz Cezar zostaje zamordowany. Miasto pogrąża się w chaosie. Na mocy testamentu dziedzicem Cezara ma zostać jego dziewiętnastoletni krewniak, Oktawian. Niedoświadczony, kontemplacyjny z natury chłopak nie bardzo zdaje się nadawać do wkroczenia na brutalną, pełną spisków scenę polityczną. Mimo sprzeciwów rodziny postanawia jednak przyjąć spadek. Nikt nie podejrzewa, jakie konsekwencje będzie miała ta decyzja dla całego ówczesnego świata...
 
Jest to historia o tym, jak Oktawian stał się bogiem, opowiedziana w pamiętnikach i listach, wymienianych przez jego bliskich i wrogów. Dzięki temu zabiegowi obraz wydarzeń zostaje odmalowany w wyjątkowo intensywnych barwach. Autorowi udało się nawet ogarnąć mariaże dynastii julijsko-kludyjskiej (tak, tak - "Moda na sukces" to przy tym pikuś)!
Najbardziej podobały mi się fragmenty dziennika Julii, ze względu na wewnętrzną przemianę, jaką przeszła.
 
Gdybym miał szukać analogii, klimatem najbardziej przypomina serial HBO "Rzym".
Pierwotnie powieść ta ukazała się w roku 1972. Szkoda, że tyle czasu musieliśmy czekać na polskie wydanie, bo jeśli ktoś interesuje się historią starożytną, lektura tej książki na pewno sprawi mu przyjemność.
 
 
Moja ocena: 7/10

wtorek, 30 lipca 2013

Słońce też wschodzi






















Autor: Ernest Hemingway
Tytuł oryginalny: The Sun Also Rises
Tłumaczenie: Bronisław Zieliński
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 1990
Wydawnictwo: PIW


"Stary człowiek i morze", omawiany jako szkolna lektura, zniechęcił mnie do Hemnigwaya na szereg lat. Pamiętam, że odebrałem go jako dość bezsensowną historię o starcu, który przez całą książkę uganiał się za rybą tylko po to, żeby na końcu pożarły mu ją rekiny. Niestety, polonistka (swoją drogą całkiem zacna kobieta) była związana programem nauczania, poza tym zdawała się lubić autora, więc z entuzjazmem godnym lepszej sprawy starała się, żebyśmy dostrzegli w "Starym człowieku..." drugie dno i zapałali do niego podziwem. Cóż...
 
Zrobiłem drugie podejście. Tym razem dostałem dość bezsensowną historię o grupie bogatych, zblazowanych znajomych, którzy włóczą się po Europie, użalają nad sobą, kłócą i nieustannie upijają w trupa. Może kiedyś ta powieść skandalizowała i skłaniała do przemyśleń, mnie obecnie co najwyżej zirytowała. Na szczęście pomimo tego, że żaden z bohaterów nie wzbudził mojej sympatii, książkę w miarę szybko i gładko się czyta.
 
Nie spodobała mi się. Coś czuję, że Hemingway jest nie dla mnie.


Moja ocena: 2,5/10

poniedziałek, 22 lipca 2013

Seks a religia





















Pełny tytuł: Seks a religia. Od balu dziewic po święty seks homoseksualny
Autor: Dag Oistein Endsjo
Tytuł oryginalny: Sex og religion
Tłumaczenie: Andrzej Trzeciak, Olga Galimska
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2011
Wydawnictwo: Czarna Owca


Choć może się to wydać nieco dziwne, wszystkie religie od zarania dziejów bardzo interesowały się seksem, tworząc całe zestawy przepisów, nakazów i zakazów dotyczących tego kto, kiedy, z kim i w jaki sposób może współżyć. Autor, koncentrując się głównie na wielkich, żywych religiach (chrześcijaństwo, islam, buddyzm, hinduizm) tłumaczy, dlaczego tak jest i omawia ich zapatrywania na szerokie spektrum spraw, związanych z seksem i seksualnością: od kwestii ważności płci, stosunków hetero- i homoseksualnych, autoerotyzm, małżeństwo, święty rasizm, przez seks rytualny po antykoncepcję, dziewictwo i celibat.

Niezwykle starannie przygotowana, bardzo zaskakująca i wciągająca praca. Wykład autora jest wartki, zrozumiały i przykuwający uwagę. Pomimo dość znacznej objętości (ponad 400 stron), ani przez chwilę się nie nudziłem. Co ważne, przy całej swojej wiedzy Endsjo pisze bez charakterystycznego dla wielu naukowców zadęcia (znikoma ilość wtrąconych niepotrzebnie, obcojęzycznych słów w tekście) i daje się wyczuć, że ma zdrowy dystans do poruszanych zagadnień. Przeraziły mnie stosowane przez każdą religię podwójne standardy moralności i deprecjonowanie kobiet. Po tej lekturze trochę inaczej będę patrzył na rzeczywistość.

Dodatkowo, jak każda popularnonaukowa publikacja, wzbogaca wiedzę o szereg ciekawostek. Chcecie wiedzieć, co wspólnego miało wynalezienie płatków śniadaniowych z masturbacją młodzieży, co w dawnych Chinach nazywano "namiętnością odciętego rękawa" i kim były "dziwki Jezusa"? Przeczytajcie tę książkę!


Moja ocena: 8/10

niedziela, 21 lipca 2013

Gdybym był tobą...





















Autor: Julien Green
Tytuł oryginalny: Si j'etais vous...
Tłumaczenie: Jadwiga Dackiewicz
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 1959
Wydawnictwo: Pax


Mieliście kiedyś tak dosyć siebie, że chcieliście porzucić swoje życie i być kimś innym? Kimś bogatszym, ładniejszym, lepiej radzącym sobie w codzienności? To właśnie największe marzenie młodego Fabiena Especel - ze wszech miar przeciętnego, paryskiego urzędnika. Dzięki znajomości, nawiązanej z tajemniczym panem Brittomart, Fabien będzie mógł je zrealizować. Czy przywłaszczenie cudzego życia naprawdę sprawi, że będzie szczęśliwy?

Francuzów i pisarzy francuskojęzycznych chyba szczególnie fascynuje motyw mniej lub bardziej dosłownego "wchodzenia w cudzą skórę" - to któraś z kolei powieść o tej tematyce, jaką miałem okazję przeczytać (by wymienić choćby "Tak wyszło" A. Nothomb czy "Portret nieobecnej" S. Jougli).
Akcja tej nie jest zbyt wartka, autor koncentruje się głównie na przemyśleniach, stanach emocjonalnych, wewnętrznych przeżyciach bohaterów. Opowieść jest dość pesymistyczna w wyrazie - ostatecznie Fabien przekonuje się, że każdy ma jakieś problemy i ograniczenia, coś, co stoi na drodze do szczęścia, nawet jeśli na pierwszy rzut oka tego nie widać.

Zważywszy, że Greene'a określa się jako "pisarza chrześcijańskiego", podejrzanie dobrze mi się go czytało. Spodobał mi się język powieści, sposób prowadzenia narracji.
Z pewnością sięgnę po kolejne dzieła tego autora.


Moja ocena: 5,5/10

piątek, 19 lipca 2013

Zapomniany język żurawi





















Autor: David Leavitt
Tytuł oryginalny: The Lost Language of Cranes
Tłumaczenie: Marek Fedyszak
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 1996
Wydawnictwo: Alfa
Seria: Biblioteka Dzieł Wyborowych


Dwudziestokilkuletni Philip Benjamin jest gejem. Zawsze zdawał sobie z tego sprawę, wie o nim też większość jego znajomych. W nieświadomości pozostają jedynie rodzice. Kiedy zaczyna spotykać się z Eliotem, postanawia powiedzieć im o swojej orientacji. Nie zdaje sobie jednak sprawy, jakie to będzie miało konsekwencje dla jego bliskich. I że okaże się, iż nie jest jedynym homoseksualistą w rodzinie...

Z powodów osobistych ciężko brnęło mi się przez tę książkę, ale się udało.
Jest ważna z kilku względów. Po pierwsze, to portret środowiska nowojorskich homoseksualistów lat osiemdziesiątych. Autorowi dobrze udało się uchwycić i przedstawić zmiany, jakie zaszły w mentalności Amerykanów na przestrzeni jednego pokolenia względem osób nieheteroseksualnych.
Po drugie: o coming oucie zazwyczaj mówi się w kontekście tego, jak trudny jest dla osoby, "przyznającej się" do swojej orientacji i że ma ona prawo oczekiwać zrozumienia i wsparcia od bliskich. Leavitt świetnie pokazał, że to wydarzenie jest równie traumatyczne dla rodziny.
Po trzecie, autor zwraca (a przynajmniej próbuje zwrócić) naszą uwagę na istnienie lesbijek; na to, że chociaż kobiecy homoseksualizm w społeczeństwie spotyka się z mniejszą niechęcią, niż męski, posiadanie córki-lesbijki dla wielu rodziców może być nie do przyjęcia.

Co mi się nie podobało? Chyba najbardziej to, że autor pewne kwestie trochę przerysował. Miałem wrażenie, że starał się "upchnąć" jak najwięcej wątków w tematach "LGBT" i "Poprawność polityczna". Mamy tu więc wszystkie odpowiedzi na pytanie o źródło homoseksualizmu (Philip - geny, Eliot - wpływ środowiska, Jerene - własne predyspozycje), czarną lesbijkę-społeczniczkę, mężczyznę wychowanego przez parę gejów, matkę, która cieszy się, bo ze swoim synem-gejem może plotkować o facetach, krypto-homo ojca, homo-braci, a od czasu do czasu scenę owiewa chłód lęku przed AIDS.

Spodobało mi się natomiast, że bohaterowie, którzy w większości tego typu opowieści cierpią na marysuizm i są przekonani o wyjątkowości swoich przeżyć, tutaj są dość zwyczajni - zajmują przeciętne posady, martwią się o zarobki, walczą z karaluchami, mają przestarzałe, buczące grzejniki, wynajmują raczej nędzne mieszkania ze współlokatorami. To przydaje historii realizmu i daje czytelnikowi poczucie, że homoseksualiści to zwyczajni, żyjący obok innych ludzie, tak jak wszyscy borykający się z codziennością.


Moja ocena: 5,5/10

czwartek, 11 lipca 2013

Ambasadorowie





















Autor: Henry James
Tytuł oryginalny: The Ambassadors
Tłumaczenie: Maria Skibniewska
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2012
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka


Młody Amerykanin, Chadwick Newsome, dziedzic rodzinnej firmy i majątku, wyjeżdża do Paryża. Tam dostaje się we wpływy tajemniczej kobiety, która sprawia, że nie chce wrócić. Zaniepokojona matka wysyła w ślad za nim swojego przyjaciela, Lamberta Strethera, z misją sprowadzenia Chada z powrotem do domu...

I znowu poleciałem na okładkę - nieco wampiryczną, "zmierzchopodobną", ale o niebo bardziej zmysłową. Po zerknięciu do opisu stwierdziłem, że dobrze byłoby się zapoznać z tą powieścią. Po przeczytaniu książki - przepadłem!

Zakochałem się: w formie, języku, treści, bohaterach, atmosferze paryskiej socjety przełomu wieków. W ich eleganckim życiu, etykiecie, manierach, intrygach. Czytając, prawie widziałem blask salonów podczas wieczornych przyjęć, słyszałem szelest sukien i prowadzone ściszonym głosem inteligentne dialogi, czułem perfumy!

A po głowie kołatała mi się myśl: gdyby biedny Strether, z tym swoim przekonaniem o moralnej wyższości Amerykanów nad Europejczykami, mógł poczytać Edith Wharton... Swoją drogą zabawne, że wystarczyło niecałe dwieście lat, by diametralnie odwrócić sytuację - dziś mając wybrać kontynent, będący źródłem ekscesów i rozluźnienia obyczajów, raczej rzadko kto wskazałby Europę.

Wracając jednak do powieści - z pewnością nie jest to książka, która wciągnie każdego, ale czytanie jej sprawiło mi ogromną przyjemność.


Moja ocena: 8.5/10

sobota, 6 lipca 2013

Polonez na polu minowym





















Autor: Dorota Wodecka
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2013
Wydawnictwo: Agora
Seria: Biblioteka Gazety Wyborczej


Historia naszego kraju była taka, a nie inna, dlatego literatura odegrała w niej dość specyficzną rolę: krzepiła serca, podtrzymywała ducha jedności narodu, podżegała do walki, opłakiwała pokonanych. Pracowała u podstaw z pozytywistami, głosiła zamierzchłą chwałę Polski, sławiła uroki życia w PRL-u.
Literaci byli igłą kompasu życia społecznego.

Jak to wygląda dzisiaj? Co współcześni pisarze, ludzie kultury, mają do powiedzenia o Polsce i Polakach? Na to pytanie spróbowała odpowiedzieć Dorota Wodecka, przeprowadzając wywiady z piętnastoma uznanymi autorami, laureatami prestiżowych nagród literackich.

Jeśli chodzi o nakreślony portret kraju i współobywateli, nie dowiadujemy się z tego zbioru niczego ponad to, co możemy sami zaobserwować lub uzyskać z serwisów informacyjnych: Polska jest słaba i skłócona wewnętrznie. Polacy - przepełnieni resentymentem, agresywni, zgorzkniali, mizoginiczni, ksenofobiczni, bigoteryjni, pozbawieni dobrego smaku. Rozdarci między poczuciem wyższości i byciem wiecznymi ofiarami. Pytani literaci mają jednak różny stosunek do tych zjawisk, każdy gdzie indziej dopatruje się ich źródeł.

Mimo tych dość pesymistycznych obserwacji, książkę naprawdę dobrze się czyta. Dzięki umiejętnemu zadawaniu pytań, autorce udało się uchylić maski i wyciągnąć kryjących się za nimi ludzi. Wywiady są szczere i momentami naprawdę mocne. Dowiadujemy się wiele o tych pisarzach jako osobach - poznajemy ich światopoglądy, stosunek do codzienności, twórczości własnej i kolegów, nadzieje i obawy. Otrzymujemy też sporo ciekawostek, związanych zarówno z życiorysami, jak i dziełami.

Oczywiście, "Polonez..." ma też kilka słabszych momentów; nie sposób było tego uniknąć przy tylu rozmówcach. Moja osobista pretensja: gdyby zamiast Ostachowicza pojawił się np. Klimko-Dobrzaniecki, ten zbiór byłby doskonały. Ale i tak nie jest źle.


Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 1 lipca 2013

Łóżko






















Autor: David Whitehouse
Tytuł oryginalny: Bed
Tłumaczenie: Anna Popiel
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2012
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka


Malcolm Ede (w skrócie - Mal) od dziecka był ekscentrykiem, mającym problemy z przystosowaniem się do panujących norm. W swoje dwudzieste piąte urodziny po prostu położył się do łóżka z postanowieniem, że już nigdy z niego nie wstanie. Dwadzieścia lat później Mal wciąż leży, waży ponad sześćset kilogramów, jest miejscową atrakcją i pożądanym tematem medialnym. Reporterzy od dawna zabiegają o wywiad z nim, on jednak konsekwentnie odmawia. Aż w końcu nadchodzi dzień, kiedy decyduje się przemówić. Nie tylko opinia publiczna, ale też jego bliscy - nadopiekuńcza matka, wycofany ojciec, wiecznie pozostający "numerem dwa" brat i była narzeczona - mają nadzieję, że wreszcie uzyskają odpowiedź na gnębiące ich pytanie: "Dlaczego?". Czym ostatecznie okaże się to, co zrobił Mal - aktem samolubności, a może... ofiarą?

"Łóżko" jest debiutem książkowym urodzonego w 1981 roku Davida Whitehouse'a, brytyjskiego dziennikarza i twórcy filmów krótkometrażowych.
To dziwna powieść, trudno jednoznacznie określić, o czym tak właściwie traktuje.
Na pewno oryginalny jest sam pomysł i sposób jego ukazania - kiedy Mal wyłącza się z ruchu, całe otoczenie zaczyna orbitować wokół niego jak planety wokół słońca.
Dotyka bardzo wielu problemów. Oczywiście, na pierwszy plan wysuwa się wątek wolności. Co to znaczy, że możemy pokierować naszym życiem, jak chcemy? Czy nie jest tak, że swobodę działania mamy jedynie o tyle, o ile poruszamy się w wyznaczonych przez innych ramach, a jeśli je przekroczymy, stajemy się pariasami, wyrzucanymi poza nawias społeczności? Czy jedynym, co tak naprawdę możemy wybrać, jest rodzaj rutyny, która będzie nas trawiła do końca naszych dni? Czy możliwe jest wycofanie się ze społeczeństwa?

Książka opowiada też o rozczarowaniu dorosłością i rodzinie - niełatwych relacjach między rodzeństwem (narratorem jest młodszy brat Malcolma, od zawsze pozostający w jego cieniu), błędach wychowawczych i złej miłości (nadopiekuńcza matka, najlepiej czująca się wtedy, gdy ma synów obok siebie i może zmuszać swoje "dwie najulubieńsze marionetki do idealnie skoordynowanego tańca").

Przyznam szczerze, że moją uwagę w pierwszej kolejności zwróciła okładka: ułożona w kostkę bluza od piżamy. Okazało się, że tym razem było warto dać się skusić szacie graficznej.


Moja ocena: 6,5/10

sobota, 29 czerwca 2013

Czarnoksiężnik z Krainy Oz




















Autor: Lyman Frank Baum
Tytuł oryginalny: The Wizard of Oz
Tłumaczenie: Paweł Łopatka
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2005 (wydanie klubowe)
Wydawnictwo: Świat Książki

Dorotka mieszka w Kansas z wujkiem, ciotką i psem Toto. Pewnego dnia cyklon porywa ją, jej pupila i wraz z domem przenosi do magicznej krainy. Żeby wrócić do swoich opiekunów, Dorotka będzie musiała odnaleźć Szmaragdowy Gród i uzyskać pomoc jego władcy, potężnego czarnoksiężnika Oza. W drodze do Grodu dziewczynka poznaje osobliwych towarzyszy - Tchórzliwego Lwa, Blaszanego Drwala i Stracha na Wróble, którzy także chcą prosić Oza o to, co rozwiązałoby ich problemy: odwagę, serce i rozum. Nie wiedzą, że ceną za spełnienie życzeń będzie musiał być pojedynek ze Złą Czarownicą z Zachodu. I że Oz skrywa pewien sekret...

To tyle dla tych, co dotąd nie zetknęli się z fabułą "Czarnoksiężnika...".
Na początku zaznaczę jeszcze, że nie zinfantylniałem do reszty, a odświeżenie jej znajomości było mi potrzebne do zrozumienia innej, "dorosłej" powieści - ale o tym kiedy indziej.

Dziwnie czyta się książki dla dzieci z perspektywy dorosłego. Teraz uderzyło mnie, że "Czarnoksiężnik..." jest w gruncie rzeczy dość brutalny. I nasycony cudownym, cudownym absurdem. Kilkanaście lat temu w ogóle nie zwróciłem na to uwagi.

Ciekawostka - według jednej z interpretacji, powiastka ta miała być alegorią, odwołującą się do amerykańskich problemów polityczno-gospodarczych końca XIX wieku (więcej na ten temat u Cioci Wikipedii albo tutaj). Dziś coraz trudniej wychwycić nam takie niuanse, wciąż jednak możemy zobaczyć to, co uniwersalne - że "Czarnoksiężnik..." jest kapitalnym, nieco ironicznym spojrzeniem na wiarę. W siebie, w innych, w ogóle. I w jej możliwość kształtowania rzeczywistości - to właśnie wiara może zrobić z nas guru, postrach, bohatera czy nieudacznika.


Moja ocena: 5/10

piątek, 28 czerwca 2013

Historia śmierci




















Pełny tytuł: Historia śmierci. Zwyczaje i rytuały pogrzebowe od starożytności do czasów współczesnych
Autor: Michael Kerrigan
Tytuł oryginalny: The History of Death. Burial Customs and Funeral Rites from the Ancient World to Modern Times
Tłumaczenie: Sławomir Klimkiewicz
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2009
Wydawnictwo: Bellona


Śmierć, czwarty z uniwersalnych rytuałów przejścia, od zarania dziejów wzbudzał swoją nieuchronnością fascynację i lęk. Każdy krąg kulturowy starał się odpowiedzieć na pytania "dlaczego umieramy?", "co dzieje się później?", w każdym wypracowano mniej lub bardziej rozbudowane rytuały, związane z pogrzebem i obchodzeniem żałoby.

O tym właśnie traktuje ta publikacja.
Na początku jest dość chaotyczna i skrótowa. Ciekawie i oryginalnie robi się od rozdziału trzeciego ("Śmierć i kara"), później puls przyśpiesza dopiero przy różnicowaniu się zwyczajów pogrzebowych w Europie i Stanach Zjednoczonych w XIX-XX w. Trochę szkoda, że autor nie poszedł bardziej w tym kierunku.

Mam ogromny żal do tłumacza, że zmienił płeć Evelynowi Waughowi i poprzekręcał tytuły niektórych książek (z "Nieodżałowanej" zrobił się "Ukochany"). To popełnione w głupi sposób (wystarczyłby kilkunastominutowy "risercz" w Sieci, żeby ich uniknąć), ale dość poważne błędy, bo podkopują zaufanie do całego przekładu - jeśli tłumacz dał ciała w tak prostej kwestii, jaką mamy gwarancję, że nie pomylił się w innych, poważniejszych? Czytelnik na starcie daje tłumaczowi pewien kredyt zaufania, domniemując jego kompetencji (ewentualnie tego, że czuwa nad tym wydawnictwo). Tu moje zaufanie zostało zawiedzione.

Podsumowując - znalazłem w tej publikacji kilka ciekawostek, nie zawiodła moich oczekiwań, ale na kolana też nie powaliła. Czegoś mi tu zabrakło do pełnej satysfakcji. Nawet biorąc pod uwagę popularnonaukowy charakter (tu z dużym naciskiem na popularno-), są lepsze książki o podobnej tematyce, chociażby "Trup. Od biologii do antropologii" Louisa-Vincenta Thomasa.


Moja ocena: 4,5/10

czwartek, 27 czerwca 2013

Gejdar





















Autorzy: Dominika Buczak, Mike Urbaniak
Miejsce i rok wydania: Kraków, 2008
Wydawnictwo: Korporacja Ha!art
Seria: Publiczne Prywatne


Zbiór wywiadów z szesnastoma gejami. Różni ich wiele: wiek, zawód, status społeczny, podejście do życia. Łączy - orientacja seksualna. Opowiadają o sobie: swoich problemach, nadziejach, sukcesach, lękach, przekonaniach. O tym, jak to jest być homoseksualistą w Polsce.

Forma wywiadu jest łatwo przyswajalna, dodatkowo sprawia, że bohaterowie wydają nam się w jakiś sposób bliżsi. A dzięki temu, że bez pudrowania mówią o przywarach gejowskiego środowiska, nie unikając w wielu miejscach jego krytyki, nie ma się wrażenia, iż jest to "beszczelna propaganda" (do tego piję).

Myślę, że to bardzo potrzebna książka, którą powinno przeczytać jak najwięcej osób.
Geje, szczególnie młodzi - żeby mogli zobaczyć, że nie są w swoich przeżyciach osamotnieni, że wielu chłopaków przed nimi przechodziło przez odkrywanie swojej seksualności, pierwsze miłości czy coming out i jakoś to przeżyli, świat się nie zawalił.
Rodziny i przyjaciele - żeby mogli lepiej zrozumieć homoseksualnych bliskich.
Antagoniści gejów - żeby pojęli, że za stygmatem pedała kryje się człowiek taki sam, jak oni.
Wszyscy inni - żeby odkryć, że ci, których wrzuca się do worka z napisem "geje" to tak naprawdę bardzo zróżnicowana społeczność.


Moja ocena: 7,5/10

wtorek, 25 czerwca 2013

Nowy wspaniały świat
























Autor: Aldous Huxley
Tytuł oryginalny: Brave New World
Tłumaczenie: Bogdan Baran
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2004
Wydawnictwo: Muza
Seria: Klasyka


To jedna z tych książek, o których trudno cokolwiek napisać.
Antyutopia powstała na początku lat 30. ubiegłego wieku... czego się po czymś takim spodziewać?

Fantazje o ludziach tworzących ludzi od dawna zaprzątały umysły - choćby golem rabiego Loewa czy monstrum Frankensteina. Dotąd jednak akcent położony był na to, że próby sięgnięcia po boski atrybut - tworzenie życia - kończyły się źle. Tutaj wręcz przeciwnie, "produkcja" spisuje się znakomicie i pomaga budować doskonale naoliwioną machinę społeczeństwa idealnego.
A eugenika jej w tym pomaga (i to jeszcze przed nazistowskim Lebensbornem! Czyżby życie jednak naśladowało literaturę?!). Cóż, banki spermy ludzi sławnych już są rzeczywistością, a genetycy nieśmiało napomykają o możliwości "projektowania" dzieci w przyszłości.
Podobnie rzecz ma się z psychologicznymi manipulacjami, mającymi warunkować odpowiednie zachowania, którym jesteśmy nieustannie poddawani, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy (kto czytał Cialdiniego, ten wie).

Z byciem jednakowymi, przywiązanymi do wytworów techniki i coraz bardziej płytkimi też świetnie radzimy sobie sami, bez przymusu i odgórnych zarządzeń. Szekspira nie czytamy, bo nam się zwyczajnie nie chce, nie dlatego, że to zakazane.
I nie totalitaryzm nas gubi, tylko nadmierna wolność.
 
Widać jest w człowieku jakiś niepokój, chęć czegoś więcej, bez względu na to, jak dobrze nam jest. A bez tego, co dokuczliwe (psycholodzy przebąkują, że dzieciństwo spędzane na łonie rodziny jest najbardziej traumatycznym etapem ludzkiego życia, a ile cierpień przysparza zakochanie!), bylibyśmy... niepełni.

Zaskoczyło mnie, że książka jest tak stara - może to kwestia przekładu, ale czytając ją, wcale nie miałem wrażenia, że mam do czynienia z czymś napisanym przed wojną! Owszem, są szklane wieżowce, latające pojazdy, a ludzie wciąż odwiedzają kina, ale Huxleyowi udało się uniknąć topornych wtrętów o tym, jak wielkim błogosławieństwem dla ludzi przyszłości będą wychodki i łazienki z bieżącą wodą w każdym mieszkaniu.
 
Ha! A jednak coś napisałem!


Moja ocena: 6,5/10

niedziela, 23 czerwca 2013

Słownik imion własnych




















Autor: Amelie Nothomb
Tytuł oryginalny: Robert des noms propres
Tłumaczenie: Joanna Polachowska
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2003
Wydawnictwo: Muza
Seria: Galeria


Z powieściami Amelie Nothomb jest jak z seksem oralnym albo jedzeniem owoców morza - albo się je lubi, albo przypłaca się lekturę mdłościami. W każdym razie jej proza nikogo nie pozostawia obojętnym.

I tym razem Amelie serwuje nam koktajl bajdurzenia, blagowania, groteski i absurdu w swoim unikalnym stylu. W historii marysuicznej Plectrude powracają natrętne, prawie chorobliwe fascynacje dzieciństwem, jedzeniem i morderstwami. Ponownie jesteśmy drażnieni ekstrawagancją, jednocześnie nie mogąc zdusić w sobie ciekawości "co będzie dalej?" i "cholera, skąd ona bierze takie pomysły?!". Znów wszystko ma niewiele sensu, ale tylko pozornie - jeśli bowiem zastanowimy się przez chwilę, możemy w oparciu o lekturę postawić szereg wcale niegłupich pytań. I jeszcze raz przygoda kończy się zdecydowanie za szybko, nie pozostawiając nam nic innego, jak tylko czekać na kolejną powiastkę pani Nothomb...

Często spotykam się z opinią, że lekturę powieści Amelie najlepiej zacząć od tej najbardziej znanej, "Z pokorą i uniżeniem". Nie podzielam jej - Belgijka jest autorką na tyle charakterystyczną, że jeśli ma "chwycić", stanie się tak bez względu na wybrany tytuł; jeśli nie, każda kolejna książka będzie jeszcze większym rozczarowaniem.
Komu więc polecam "Słownik..."? Wszystkim tym, którzy nie boją się smakować odmienności.

P.S. Nie mogę nie pochwalić okładki polskiego wydania - jest po prostu prześliczna!


Moja ocena: 8/10

sobota, 22 czerwca 2013

Iwetta
























Autor: Guy de Maupassant
Tytuł oryginalny: Yvette
Tłumaczenie: Eligia Bąkowska
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 1976
Wydawnictwo: Książka i Wiedza
Seria: Koliber


Taaak...
Pierwsze, co rzuca się w oczy w przypadku "Kolibrów" to ich szkaradne okładki. Wiem, że nie okładka powinna być miarą oceny książki, ale nie czarujmy się - często pierwszy rzut oka decyduje o tym, czy coś przeczytamy, czy nie, i "Kolibrom" uczyniono pod tym względem krzywdę ogromną, bo za tą odstręczającą szatą graficzną częstokroć kryje się literatura ciekawa i wartościowa.

Tyle tytułem wstępu, teraz przechodzimy do opowiadania.
Zalicza się ono do paryskiego kręgu twórczości Maupassanta. Traktuje o tytułowej Iwetcie - młodziutkiej córce margrabiny Obardin, jednej z najsławniejszych kurtyzan Paryża. Naiwna, zaczytana w romansach dziewczyna nie ma pojęcia o profesji matki. Margrabina to ktoś, kogo dziś nazwalibyśmy self-made woman - wywodząca się z nizin społecznych, tytuł i majątek zawdzięcza jedynie urokowi i sprytowi. I choć dzięki nim potrafiła zyskać popularność wśród śmietanki towarzyskiej, doskonale zdaje sobie sprawę, że nigdy nie będzie pełnoprawnym członkiem hermetycznego "towarzystwa". Sprawy komplikują się, gdy Iwettą zaczyna interesować się Jan de Servigny - bogaty, ustosunkowany birbant z dobrej rodziny. I nie pozostaje dziewczynie obojętny...

Historia, choć dosyć gorzka, bardzo mi się spodobała.
To rzecz o kołtuństwie, podwójnej moralności i bolesnym dojrzewaniu, zderzeniu dziecięcych wyobrażeń z twardymi realiami. O rzeczywistości (wcale nie tak bardzo różniącej się od dzisiejszej!) w której uczucia to jedno, a pieniądze, prestiż i pozycja społeczna drugie i rzadko kiedy jest im ze sobą po drodze.
To oczywiście także kreślony na bieżąco obraz świata, który dla nas jest już dawno i bezpowrotnie minionym.

Podsumowując: jestem zauroczony Maupassantem (zarówno treścią, jak i krótką formą) i z pewnością wkrótce sięgnę po inne jego dzieła.


Moja ocena: 7/10

czwartek, 20 czerwca 2013

Wybór Zofii
























Autor: William Styron
Tytuł oryginalny: Sophie's Choice
Tłumaczenie: Zbigniew Batko
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2010
Wydawnictwo: Świat Książki

Ekranizacje: "Wybór Zofii" w reżyserii Alana Pakuli z Meryl Streep (Zofia), Kevinem Klinem (Natan) i Peterem MacNicolem (Stingo), 1982 r. (Więcej informacji tutaj )


Nowy Jork, schyłek lat 40. XX wieku.
Młody pisarz z Południa, Stingo, zamieszkuje w pensjonacie na Brooklynie, by tam pracować nad debiutancką powieścią. Od początku jego uwagę przyciąga para sąsiadów - Zofia Zawistowska, Polka, która przeżyła pobyt w obozie zagłady w Oświęcimiu i Natan Landau, paranoiczny Żyd ze skłonnością do przemocy - tworząca namiętny, choć pełen napięć związek. Zafascynowany Stingo postanawia się z nimi zaprzyjaźnić...

W powieści śledzimy trzy główne wątki: losy Zofii w czasie wojny, dzieje jej burzliwego romansu z Natanem oraz perypetie Stinga. Autor prowadzi z czytelnikiem wyrafinowaną grę: fragmenty komiczne przeplata z tymi naprawdę dramatycznymi. Przejście od biadoleń chcącego za wszelką cenę przeżyć inicjację seksualną Stinga do mrocznych napadów szału Natana naprawdę wytrąca z równowagi i robi wrażenie. Dodatkowo Styron zwodzi nas i stopniowo odsłania prawdziwe losy Zofii i Natana. Przypomina to układanie puzzli - pełen obraz dramatu, całą udrękę bohaterów widzimy dopiero tuż przed finałem powieści.

Zaskoczyło mnie, że zagraniczny autor tak wiele uwagi poświęcił tematyce nazistowskich obozów na ziemiach polskich oraz samej Polsce (w książce znajduje się nawet porównanie naszego kraju do... amerykańskiego Południa).

Na minus można zaliczyć, że to dzieło trochę zbyt monumentalne. Styron jest erudytą i ma tendencję do przydługich dygresji, które chwilami nużą - można by je skrócić i w ten sposób zmniejszyć objętość utworu, bez żadnej szkody dla jego fabuły.

Mimo tego mankamentu "Wybór..." to poruszająca historia, którą warto poznać i która z pewnością nikogo nie pozostawi obojętnym.


Moja ocena: 8,5/10

piątek, 14 czerwca 2013

Kolor purpury






















Autor: Alice Walker
Tytuł oryginału: The Color Purple
Tłumaczenie: Michał Kłobukowski
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 1992
Wydawnictwo: Ryton

Ekranizacje: "Kolor purpury" w reżyserii Stevena Spielberga z Whoopi Goldberg w roli Celii, 1985 r. (Więcej informacji o filmie dostępnych tutaj )


Poznajcie Celię: jest prosta, słabo wykształcona i niezbyt piękna, ale za to pracowita, wrażliwa i ma złote serce. Jest też - jakbyśmy dziś powiedzieli - zupełnie pozbawiona asertywności.
Wykorzystywana (także seksualnie) przez ojczyma, wydana za mąż za mężczyznę, który nic do niej nie czuje, a któremu potrzebna jest tylko w charakterze gosposi i niańki do gromadki nieznośnych dzieci, nieśmiała i zastraszona (pan mąż ma ciężką rękę i wymaga absolutnego posłuszeństwa) dziewczyna znosi upokorzenia, o swoim bólu opowiadając w listach, adresowanych do Boga.
Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy pewnego razu mąż przywozi do domu swoją chorą, odtrąconą przez lokalną społeczność kochankę - odważną i przebojową piosenkarkę, Cuksę Avery...

To taki "czarny feminizm południa Stanów Zjednoczonych" - pod wpływem Cuksy, a potem też żony swojego pasierba, Sofii, Celia odkrywa własną wartość i godność.
Nawiązuje przyjaźnie, uczy się, jak być kobietą - ładnie wyglądać, czerpać przyjemność z seksu. Nabiera odwagi i pewności siebie. To długotrwały proces, ale też drogę Celii obserwujemy od wczesnych lat młodzieńczych do wieku "mocno średniego".
 
"Kolor purpury" jest także opowieścią o codziennym życiu amerykańskich Murzynów w pierwszej połowie XX wieku. Wydawało mi się egzotyczne, z mocno niefrasobliwym stosunkiem do rozmnażania się i zdrady - małżeństwa mogły żyć w przyjaźni z kochankami obojga współmałżonków, tworząc jedną, wielką rodzinę. Jednak, jak stwierdziła Cuksa, w gruncie rzeczy chodzi o to, że "wszystko chce być kochane", co wcale nie różni się aż tak bardzo od pragnień dzisiejszych ludzi.
 
Na początku drażniło mnie, że język powieści jest stylizowany - kolokwializmy, zapisy fonetyczne, błędy ortograficzne i wszystkie te "-ilim" (robilim, chodzilim) zdrowo podnosiły mi ciśnienie, jednak mniej więcej w połowie książki się z nimi oswoiłem, a nawet zacząłem się zastanawiać, ile wysiłku musiało kosztować tłumacza zachowanie takiej formy. Trochę zbijający z tropu był też brak oznaczeń chronologicznych; niekiedy między jednym a drugim listem mijał spory okres czasu, a wywnioskować to można było jedynie na podstawie treści.
 
Ogólnie jednak to piękna historia i cieszę się, że natrafiłem na nią właśnie teraz, kiedy tak dużą wagę przywiązuje się do pozorów, opakowań, zewnętrzności - przypomniała mi starą prawdę, że nie wszystko złoto, co się świeci.


Moja ocena: 8/10

piątek, 7 czerwca 2013

Złodziejka książek






















Autor: Markus Zusak
Tytuł oryginału: The Book Thief
Tłumaczenie: Hanna Baltyn
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2008
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia


Bardzo osobliwa książka o Holokauście i II wojnie światowej.
Na pierwszy rzut oka wszystko w niej było dla mnie "nie takie" : począwszy od autora, narratora, przez głównego bohatera, miejsce akcji aż po wrażenie, jakie po sobie pozostawia - bo o ilu książkach o tej tematyce można powiedzieć "piękne"?

Po lekturze Ostachowicza nabrałem przekonania, że żeby pisać o Holokauście nie budząc niesmaku, trzeba być: a) wiekowym; b) nobliwym; c) osobiście zaangażowanym.
A najlepiej wszystko naraz.
Tymczasem Zusak jest Australijczykiem o twarzy chłopaka z sąsiedztwa, II wojnę światową zna głównie z opowieści matki (to one natchnęły go do napisania książki), a kiedy "Złodziejka..." się ukazała, miał 31 lat.

Historię opowiada Śmierć (mężczyzna, dobrze zna ludzi, choć nie do końca potrafi ich zrozumieć - pewnie dlatego kojarzył/a mi się ze "Światem Dysku" Pratchetta), bohaterką jest nastoletnia Niemka, Liesel Meminger, a całość rozgrywa się w Molching, małym mieście niedaleko Monachium w latach 1939-1943.
 
To dziwne, ale aż do tej pory nie przeszło mi przez myśl, jak mogło wyglądać dzieciństwo w Trzeciej Rzeszy. Że tam w ogóle żyły dzieci, które dojrzewały, zmieniały się w nastolatki i pomimo tego, że rzeczywistość je przerastała, zapewne robiły to wszystko, co ich rówieśnicy w każdym innym czasie - przyjaźniły się, bawiły, buntowały, psociły, przeżywały pierwsze zauroczenia, na przekór wszystkiemu bywały szczęśliwe, jak tylko młodzi ludzie potrafią...
 
Zusak w sposób niewolny od czarnego humoru pokazuje, że ludzkość jest jednocześnie brutalna i piękna, pojedynczy człowiek zdolny zarówno do potworności, jak i bohaterstwa, a wszelkie etykietki bywają zdradliwe. Ma bardzo dużo empatii - nie broni Niemców, ale przypomina fakt, który łatwo tracimy z oczu: nie wszyscy w Trzeciej Rzeszy byli nazistami, dla wielu jej zwyczajnych obywateli wojna oznaczała biedę, głód, strach, rozłąkę z bliskimi i doznawanie psychicznej przemocy.
 
"Złodziejka..." to także historia o miłości do książek, ich uwielbieniu z rodzaju tych, gdzie trudno rozstrzygnąć, czy to jeszcze czytelnik wybiera książki, czy one czytelnika (każdy mól książkowy zrozumie to uczucie) oraz przekonaniu, że słowa kształtują otaczającą nas rzeczywistość w równej mierze, co czyny.
 
Słodko-gorzka książka, z którą warto było się zapoznać.

 
Moja ocena: 7/10.