piątek, 7 czerwca 2013

Złodziejka książek






















Autor: Markus Zusak
Tytuł oryginału: The Book Thief
Tłumaczenie: Hanna Baltyn
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2008
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia


Bardzo osobliwa książka o Holokauście i II wojnie światowej.
Na pierwszy rzut oka wszystko w niej było dla mnie "nie takie" : począwszy od autora, narratora, przez głównego bohatera, miejsce akcji aż po wrażenie, jakie po sobie pozostawia - bo o ilu książkach o tej tematyce można powiedzieć "piękne"?

Po lekturze Ostachowicza nabrałem przekonania, że żeby pisać o Holokauście nie budząc niesmaku, trzeba być: a) wiekowym; b) nobliwym; c) osobiście zaangażowanym.
A najlepiej wszystko naraz.
Tymczasem Zusak jest Australijczykiem o twarzy chłopaka z sąsiedztwa, II wojnę światową zna głównie z opowieści matki (to one natchnęły go do napisania książki), a kiedy "Złodziejka..." się ukazała, miał 31 lat.

Historię opowiada Śmierć (mężczyzna, dobrze zna ludzi, choć nie do końca potrafi ich zrozumieć - pewnie dlatego kojarzył/a mi się ze "Światem Dysku" Pratchetta), bohaterką jest nastoletnia Niemka, Liesel Meminger, a całość rozgrywa się w Molching, małym mieście niedaleko Monachium w latach 1939-1943.
 
To dziwne, ale aż do tej pory nie przeszło mi przez myśl, jak mogło wyglądać dzieciństwo w Trzeciej Rzeszy. Że tam w ogóle żyły dzieci, które dojrzewały, zmieniały się w nastolatki i pomimo tego, że rzeczywistość je przerastała, zapewne robiły to wszystko, co ich rówieśnicy w każdym innym czasie - przyjaźniły się, bawiły, buntowały, psociły, przeżywały pierwsze zauroczenia, na przekór wszystkiemu bywały szczęśliwe, jak tylko młodzi ludzie potrafią...
 
Zusak w sposób niewolny od czarnego humoru pokazuje, że ludzkość jest jednocześnie brutalna i piękna, pojedynczy człowiek zdolny zarówno do potworności, jak i bohaterstwa, a wszelkie etykietki bywają zdradliwe. Ma bardzo dużo empatii - nie broni Niemców, ale przypomina fakt, który łatwo tracimy z oczu: nie wszyscy w Trzeciej Rzeszy byli nazistami, dla wielu jej zwyczajnych obywateli wojna oznaczała biedę, głód, strach, rozłąkę z bliskimi i doznawanie psychicznej przemocy.
 
"Złodziejka..." to także historia o miłości do książek, ich uwielbieniu z rodzaju tych, gdzie trudno rozstrzygnąć, czy to jeszcze czytelnik wybiera książki, czy one czytelnika (każdy mól książkowy zrozumie to uczucie) oraz przekonaniu, że słowa kształtują otaczającą nas rzeczywistość w równej mierze, co czyny.
 
Słodko-gorzka książka, z którą warto było się zapoznać.

 
Moja ocena: 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz