sobota, 24 sierpnia 2013

Kobieta, którą porwał wiatr





















Autor: Claus Stephani
Tytuł oryginalny: Blumenkind
Tłumaczenie: Andrzej Wajs
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2012
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia


Bukowina, krótko przed II wojną światową. Małe wioski od niepamiętnych czasów były wspólnym domem przedstawicieli różnych nacji i religii. W jednej z nich, Arwinicy, mieszka żydowskie małżeństwo, Bajla i Jakob Altmannowie. Tymczasem zaczynają narastać nastroje antysemickie. Kiedy mąż Bajli zostaje zamordowany, a ona sama pada ofiarą napaści, postanawia opuścić wieś. Nie wie, że będzie to dla niej i jej potomków początek niekończącej się, pełnej upokorzeń tułaczki. Bo świat, w którym Niemcy, Żydzi, Cyganie, Węgrzy i Słowacy pokojowo koegzystowali, bezpowrotnie przemija...

To historia pogmatwanych losów trzech pokoleń pewnej rodziny. Bardzo poruszająca i smutna. Magiczne Karpaty, zatopione w mgłach ludowych baśni i podań, podczas wojny ukazały swoją drugą  twarz: zimną i bezlitosną. Stephaniemu świetnie udało się oddać eskalację antysemityzmu, przemocy i strachu: ludzie, wśród których Bajla żyła latami, nagle z niewiadomych przyczyn zaczęli krzywo na nią patrzeć, gadać za plecami, aż w końcu w jej stronę poleciały kamienie, choć nic nie zrobiła.

Mam żal do autora, że w tak pięknej scenerii osadził opowieść o ludzkiej głupocie i okrucieństwie (oczywiście, jak w każdej historii wojennej, jest tu także trochę miejsca dla osób dobrych, wielkodusznych i tylko dzięki nim po lekturze doszczętnie nie tracimy wiary w ludzkość). I że ani trochę nie oszczędził swoich bohaterów; kazał im wychylić czarę goryczy aż do ostatniej kropelki (wielokrotnie podczas czytania myślałem: "no nie, TEGO chyba nie zrobi...?!". Za każdym razem błędnie). Ale, z drugiej strony - to właśnie dzięki temu powieść ma tak ogromną siłę oddziaływania.

Kilka uwag należy się polskiemu wydaniu. Tytuł oryginału ("Blumenkind", dziecko kwiatów) sugeruje, że w zamierzeniu autora to Maria, córka Bajli miała być główną postacią powieści. Tłumacz przeniósł środek ciężkości na samą Bajlę - moim zdaniem słusznie. W Polsce książka doczekała się też przepięknej, nastrojowej okładki, która oprócz walorów estetycznych ma bardzo przyjemną w dotyku fakturę oraz równie "dotykalskiego", pachnącego papieru stronic. Dzięki temu czytanie jest przyjemne również w aspekcie czysto zmysłowym.

Podsumowując: to wstrząsająca, ale też  naprawdę piękna (choć pięknem bolesnym) książka. Dla czytelników, którzy nie boją się wzruszyć przy lekturze.


Moja ocena: 7,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz