Autor: Paolo Giordano
Tytuł oryginalny: La solitudine dei numeri primi
Tłumaczenie: Alina Pawłowska-Zampino
Miejsce i rok wydania: Warszawa, 2010
Wydawnictwo: W.A.B.
Doktorant fizyki piszący powieści obyczajowe? Proszę bardzo - Paolo Giordano!
Liczby pierwsze - czyli takie, których dzielnikami są tylko jedynka i one same. I które zawsze są oddzielone jedną liczbą. To niewiele, ale sprawia, że nigdy się ze sobą nie zetkną.
Ona (Alice) - którą nadmierne ambicje ojca doprowadziły do kalectwa i On (Mattia), nad którego życiem zaciążyło poczucie winy za coś bardzo złego, co zrobił w dzieciństwie. Ich traumy zaowocowały nienawiścią do siebie, uczyniły z nich aspołecznych dziwaków, ludzi głęboko nieszczęśliwych. Mimo to (a może właśnie z powodu podobieństw losów), połączyła ich Przyjaźń (właśnie taka przez wielkie P, na dobre i złe), która z czasem wyewoluowała w coś więcej. Tylko czy osoby z takim bagażem mają jakiekolwiek szanse na wspólną przyszłość?
Wszystkie przesłania tej powieści, które udało mi się wyłapać, trąciły banałem: każdy czyn ma swoje konsekwencje; to my jesteśmy swoim największym wrogiem; żeby z powodzeniem kochać innych, trzeba się najpierw nauczyć kochać samego siebie; bez względu na to, jak beznadziejny jesteś we własnych oczach, ktoś może obdarzyć cię miłością (swojskie "każda potwora..."), a sama miłość nie jest żadnym gwarantem happy endu. Jednak książka napisana jest w sposób chwytający za gardło od pierwszych stron, a autor wykazuje się wrażliwością psychologiczną, jakiej po fizyku byśmy się nie spodziewali.
Jeśli szukacie dobrego, książkowego wyciskacza łez, sięgając po "Samotność liczb pierwszych" na pewno się nie zawiedziecie!
Moja ocena: 6/10